piątek, 10 lutego 2012

PJO(I)NTEK.

Rebus na dzisiaj - PJO(I)NTEK.

Ciekawe czy wyszła mi ta gra słowami - czy może jednak znowu jestem żałosny.

Ja (po lewo) na ruchanku (po prawo) tydzień temu w piątek.

Dobra, nie ważne - bo przecież jest piątek. Sam nie wiem co w ogóle robię o tej godzinie, normalnie powinienem już leżeć zarzygany gdzieś na dworcu, trzymając w jednej ręce spirytus a w drugiej pusty portfel. Ale dzisiaj mało tego, że początek weekendu, dzisiaj zaczynam także ferie. Czyli krótko mówiąc - 17 dni nie schodzącej pizdy. Ale zaraz kurwa... Przecież ja zacząłem ćwiczyć, uczyć się języków - czy mogę sobie pozwolić tylko na ferie w stylu kac-picie-kac-picie? No chyba nie jestem gówniarzem nie znającym skutków ubocznych alkoholu, który chce się tylko podpisać przed rówieśnikami, gówniarzem który stawia "życie z dnia na dzień" bardziej niż swoją przyszłość, tak? No dobra jestem. Ale kurwa mać, przecież etanol zetnie mi całe moje białko budowane już od wielu miesięcy (w sumie to chyba jakoś 2 tygodnie minie niedługo). Ale teraz właśnie mam wybór - czysta natura, roślina w zdrowej postaci wysuszona, zapalona powodująca jedynie dobry humor i drobny głód, roślina ta nie zniweczy także moich wysiłków na siłowni krótka mówiąc marijuana. Czy zabierać się może jednak za trunek wyniszczający od środka, trunek który nie pozwoli mi jutro normalnie funkcjonować, przy okazji którego stracę moje cennie zdobywane kilogramy i jutrzejszy dzień na rzecz leżenia w łóżku z miską? Oczywiście wybieram to drugie. Teraz tylko muszę zrobić się na bóstwo (czyste skarpetki, włosy na żel, flanelowa koszula i "niedzielne" lakierki) i już mogę ruszać na podbój pubów, wraz z moim lśniącym uśmiechem dzięki któremu być może wreszcie zaliczę - w co wątpie, a oglądając klan okazało się, że już nawet Maciuś, jest "głębiej"(pięknie dograna gra słów, prawda?) zaznajomiony z tematyką erotyczną. Na koniec chcę powiedzieć, że zmieniłem adres bloga na sredniak94.blogspot.com.

Tymczasem żegnam SAYONARA!


Aha na koniec jeszcze hit który nie odchodzi ode mnie na krok od tygodnia. Stalowa rura!




poniedziałek, 6 lutego 2012

Harmonogram

Dzisiaj tylko krótka informacja.
Postanowiłem jakoś usystematyzować tego bloga i pisać, być może jakoś regularniej wraz z pewnym harmonogramem. Przede wszystkim posty na blogu będą się pojawiały we wtorki, czwartki oraz soboty o godzinie 20:00. Z tym, że w soboty postaram się pisać bardziej serio niż w pozostałe dni.

Jeśli będą jakieś inne zmiany dotyczący tego własnie harmonogramu zapraszam do zakładki "ramówka", tam będzie wszystko na bieżąco.

niedziela, 5 lutego 2012

Niedziela...

Niedziela, jaki to jest wkurwiający dzień. Wizja 5 dni wstawania z rana i robienia z siebie debila na każdej z 8 lekcji dziennie. Ale ta Niedziela miała być przecież inna, w tę miałem przecież się uczyć - no przynajmniej otworzyć książki. 

Ale teraz gdy jest już godzina 17:30 a ja ciągle jestem w punkcie pod tytułem "co jest na jutro?" nie mam zamiaru ruszyć się sprzed komputera i przyczynić się do tego żeby zdać.
Wolę już pisać na tym blogu, licząc, że znajdzie się wreszcie jedna osoba, na tyle wartościowa na tym świecie która zainteresuje się bzdurami wypisywanymi przeze mnie. 

Ale czemu tak to wygląda? Ano powód jest jeden i oczywisty. Wszelkim złem jest ten niebieski kwadracik z mała literką "f". Przez niego nie zostanę szanowanym prawnikiem, politykiem, czy chociaż kasjerem. Co najwyżej mogę zostać blogerem bezwartościowej strony. Okazało się jednak, że jest ktoś kto ma ten sam problem co ja - czyli fejsbuk. Mianowicie jest grupa zatytułowana pod tytułem: "Nie zdam przez fejsa." Odrazu czuję się lepiej wiedząc, że jest ktoś jeszcze w tym kraju kto marnuje swoje życie w tak beznadziejny sposób.


Stronę możecie znaleźć tutaj - http://www.facebook.com/niezdam

sobota, 4 lutego 2012

Wracam do blogowania.

Wracam? Czy można to jednak w ogóle nazwać "powrotem"? Napisałem dwa posty i nazywam to od razu "powrotem"... No ale nie ważne i tak nikogo nie interesuje przecież co w ogóle wypisuję na tym blogu a tym bardziej to jakie są tytuły moich postów. 

A więc czy coś się zmieniło w moim przegranym życiu w którym harmonogram dnia składał się ze szkoły (opcjonalnie) i z facebook'a? A no tak. To znaczy mam taką nadzieję.
Postawiłem sobie wiele celów i jak na razie każdy możliwy zjebałem ale mam nadzieję, że jakoś to pójdzie do przodu. Zacząłem chodzić na siłownie - sam kurwa nie wiem po co skoro i tak nie będę miał komu pokazać tej mojej przyszłej-stalowej muskulatury przez najbliższe 20 lat. 

Ponadto zacząłem uczyć się japońskiego - tak samo nie mam jebanego pojęcia po co, ale będę miał przynajmniej usprawiedliwienie dla moich jedynek inne niż komputer. Na razie jednak brak osiągnięć ani w dźwiganiu ciężarów(czy ciężarem można nazwać 20kg na klatke?) oraz w nauce języka japońskiego (bo przecież 10min. tygodniowo to nauka, no nie?) ale prawdopodobnie będę tutaj pisał jak mi idzie i czy wreszcie coś w życiu mi wyszło.

Na koniec jeszcze coś pięknego - chłopacy postanowili pokazać mój przykładowy trening.
Tymczasem żegnam i w ramach zaprezentowania wam moich zdolności lingwistycznych napiszę wam zdanie po japońsku, jak na razie jedyne które potrafię napisać bez pomocy Google. Sayonara - さよなら


wtorek, 11 października 2011

Sittin on tha toilet


Wracam, ze szkoły. Pierwsze co robię to rzucając plecak gdzieś po drodze, idę do komputera. Zanim się uruchomi sprawdzę jeszcze facebook'a w telefonie. Deszcz, pochmurnie - mam przynajmniej usprawiedliwienia dlaczego mam siedzieć w domu, czemu się nie uczę? No tutaj akurat nie mam co powiedzieć. W każdym bądź razie mijają sekundy, minuty i godziny na gapieniu się w tą pierdoloną stronę, która zastępuje mi komunikator, gazetę czy też wszystko inne. Ale nie o to w tym poście... No i nagle przychodzi moment, gdy stwierdzam, że nie dam rady dłużej wysiedzieć przed komputerem - siła wyższa. Ale żebym nie nudził się w łazience, biorę laptopa z łóżka i już mogę spokojnie posiedzieć sobie na tronie. No ale co też, mam tu znowu robić, fejs sprawdzony, żadnych znajomych online (mówię tu oczywiście o tych którzy prezentują równie niski poziom co ja, bym mógł się z nimi dogadać), więc wpisuję różne głupie frazy w przeglądarce. I nagle pojawia się ciekawy filmik. A co w nim takiego ciekawego? Ano przedstawia on spasioną murzyńską kobietę, która rusza się... jak nawet kurwa nie wiem co - pierwszy raz widzę coś takiego. Baba ta, śpiewa do tego w chuj głęboki tekst - można by to porównać do tych polskich pop-gówien. Zastanawia mnie tylko jedno, jak bardzo trzeba mieć nasrane we łbie, żeby śpiewać "siedzę na kiblu" i wrzucić to do internetu

poniedziałek, 10 października 2011

Zaczynam

Dnia 10 października 2011 zaczynam blogowanie które znając mój słomiany zapał nie potrwa dłużej, niż tydzień. Być może jest to nawet mój kurwa ostatni post, bo mam tyle w końcu do roboty w moim kurewsko monotonnym życiu, że nie znajdę dziennie iluś-tam-minut... Założyłem ten blog łudząc się, że w końcu zarobię jakoś pieniądze, na debilach klikających te reklamy.A że nie potrafię robić nic innego niż ślęczeć przed monitorem komputera od rana do wieczora to wybrałem tą drogę dzięki której będę mógł połączyć polskie narzekanie z marnowaniem czasu trochę bardziej wyrafinowanym niż przeglądanie tablicy na facebooku po 8 godzin dziennie. Napisałbym coś teraz o sobie ale jestem tak zajebisty, że nawet nie wiem jak to wszystko ubrać w słowa, więc pozostanę chwilowo anonimowy - co brzmi w chuj śmiesznie gdy strona została nazwana moim imieniem i nazwiskiem. Jaki jest mój pomysł na ten blog? W sumie to będę mieszał tematy bo nie znam się na niczym na tyle dobrze, by założyć blog tematyczny. Potraktujmy to początkowo jako spostrzeżenia licealisty na ten otaczający nas, smutny jak pizda świat.